Była spokojna środa, 8 marca, Dzień Kobiet. Osoby profesjonalnie zajmujące się pozycjonowaniem oraz właściciele stron internetowych od rana nie myśleli jednak o kwiatkach i pończochach, ale o tym, co stało się w nocy. W indeksie Google zaszły poważne zmiany – dla jednych korzystne, dla drugich wręcz odwrotnie. Wiemy już, że Google przeprowadziło po cichu zmianę algorytmu, który doczekał się wdzięcznej nazwy Fred. Co się zmieniło? Przeczytaj.
Między 8 a 9 marca w Internecie zapanowała prawdziwa konsternacja. Mało kto spodziewał się bowiem, że Google bez wcześniejszej informacji zdecyduje się tak poważnie namieszać w SERPach. Owszem, mniejsze aktualizacje pojawiają się regularnie i nikt nie robi z tego powodu afery, jednak tym razem chodziło o coś znacznie poważniejszego.
Mnóstwo stron nagle straciło swoje pozycje, i to zarówno w wyszukiwarce desktopowej, jak i mobilnej. Odnotowały to wszystkie czołowe narzędzia analityczne, jak RankRanger czy Algoroo. Google oficjalnie nie potwierdziło, że doszło do dużej aktualizacji algorytmu. Jeden z pracowników firmy na Twitterze zażartował jednak, że od teraz wszystkie nowe wersje algorytmów będą nazywane Fred Update, co od razu zostało podchwycone. Branża zaczęła nazywać tę aktualizację po prostu Fredem.
Analiza zmian jasno wskazuje, że najbardziej ucierpiały serwisy wypełnione po brzegi contentem, co jest z pozoru absurdem – w końcu Google samo podkreśla, że właśnie content ma kluczowe znaczenie dla pozycji strony w wynikach wyszukiwania. Jednak firma stara się walczyć z serwisami, które powstały tylko po to, aby generować leady i zyski z reklam AdSense. Prawdopodobnie te uczciwe strony dostały więc rykoszetem.
W skrajnych przypadkach wzięte na cel witryny w ciągu jednego dnia straciły nawet 80% ruchu organicznego. Niektóre, np. stosujące techniki clickbait, doczekały się także nałożenia na nie filtra. Nie ma więc wątpliwości, że Fred nie jest zwykłą aktualizacją, ale poważnym przedsięwzięciem.
Bez względu na to, czy Fred rzeczywiście jest osobną aktualizacją, czy też – jak twierdzą niektórzy – dalszym ciągiem wdrażania Pingwina, jedno jest pewne. Google ponownie pogroziło palcem właścicielom stron wykorzystywanych wyłącznie jako zaplecza dla innych serwisów, wypełnionych masą bezwartościowego contentu oraz stworzonym jedynie z myślą o zarabianiu na reklamach. Jest to zrozumiałe i w gruncie rzeczy godne pochwalenia.
Wszystko zmierza bowiem do tego, aby użytkownicy wyszukiwarki mieli dostęp do jak najlepszych treści, a tym samym czuli zaufanie do stron, które proponuje im Google. Roboty wciąż nie są na tyle doskonałe, by odsiewać contentowy „szrot”, dlatego coraz częstsze aktualizacje są nie tylko prawdopodobne, ale wręcz pewne.
Oczywiście, że każda taka zmiana na początku budzi kontrowersje i wywołuje niezłe zamieszanie – jej ofiarą padają także porządne serwisy. Mimo to Fred przypomniał nam, że jedyną drogą do budowania widoczności strony w wyszukiwarce jest dbanie o dobrą jakość treści i mocne linkowanie z wartościowych serwisów.
Sprawdź naszych specjalistów w praktycznym działaniu. Zobacz co możemy zrobić dla Twojej firmy - przejrzyj ofertę lub skorzystaj z bezpłatnej konsultacji.